Ciasto klasyczne, dla mnie to jeden z zapachów i smaków dzieciństwa, wiążący się wspomnieniami z moją kochaną Babcią :-) Przepis generalnie pochodzi od niej, choć na przestrzeni lat lekko go zmodyfikowałam, aż uzyskałam efekt doskonały, choć wciąż nieodmiennie kojarzący się z latami dzieciństwa :-) Wśród dzisiejszych wymyślnych kombinacji smakowych, ozdobnikowych takie klasyczne domowe ciasto to coś, co chyba w każdym wzbudzi ciepły uśmiech i miłe wspomnienia :-)
Murzynka robimy na raty, można sobie rozłożyć na dwa dni albo po prostu wliczyć przerwę na wystygnięcie początkowo robionej polewy. Murzynka - tradycyjnie, jak moja Babcia - piekę w dużej okragłej tortownicy i na taką ilość podaję proporcje. Najpierw w dużym garnku powoli roztapiamy 250g masła roślinnego (lub innego twardego tłuszczu), dodając do niego 1,5 szklanki cukru, cukier waniliowy, 200ml mleka (można też użyć samej wody! wtedy - jeśli użyjemy masła roślinnego, ciasto nadaje się też dla osób na diecie bezmlecznej!). Wszystko stale mieszamy na maleńkim ogniu podgrzewając, aż do uzyskania gładkiej konsystencji. Dodajemy około 60g ciemnego gorzkiego kakao (tak, tak duża ilość, nie pomyliłam się) i nadal mieszamy aż powstanie gładka lśniąca masa. Z tego odlewamy około 3/4 szklanki na polewę, resztę zostawiamy do wystygnięcia. Gdy masa jest zimna dodajemy do niej 4 żółtka, 2 szklanki mąki, 1 dużą łyżkę proszku do pieczenia, czubatą łyżeczkę przyprawy do piernika i 2-3 płaskie łyżki powideł śliwkowych (cudownie nawilżają ciasto i nadają mu niepowtarzalnego aromatu!). Miksujemy (lub mieszamy dokładnie) wszystko na gładką masę. Tortownicę natłuszczamy i wysypujemy bułką tartą. Ubijamy pianę z pozostałych 4 białek. Dodajemy do masy, jednocześnie wlewając 1 aromat arakowy. Delikatnie mieszamy. Wkładamy ciasto do tortownicy i do piekarnika. Pieczemy około 45-60 minut (pod koniec sprawdzamy patyczkiem, nie umiem podać dokładnego czasu bo to zależy zarówno od wilgotności powideł jak i od piekarnika) w temperaturze 180 stopni. Po wyjęciu polewamy odstawioną polewą i oprószamy wiórkami kokosowymi. Smacznego :-)
Mam teraz ochotę na coś baaardzo czekoladowego :)
OdpowiedzUsuńProszę, częstuj się :-)
UsuńJa też Murzynka kojarzę z dzieciństwem i tez go od czasu do czasu piekę. Do tego klubu wspomnień dorzucić jeszcze mogę Zebrę.
OdpowiedzUsuńA widzisz, a u mnie w rodzinie nikt nigdy zebry nie piekł :-( To chyba ja muszę wprowadzić nową swiecką tradycję ;-) A masz jakiś sprawdzony przepis?
Usuńwygląda pysznie!
OdpowiedzUsuńzapraszam do siebie po odbiór wyróżnienia;)
Pozdrawiam
Bardzo dziękuję!
UsuńOdpowiedzi tutaj: http://mamaniusia.blogspot.com/2012/11/blogowe-zabawy.html
Ojej murzynek :) Zjadłoby się ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Smacznego :-)
UsuńZjadłabym , niam :)
OdpowiedzUsuńProszę się częstować ;-)
UsuńMoje ulubione ciasto z dzieciństwa:) I jeszcze takie ze śliwkami i kruszonką:)
OdpowiedzUsuńOooo, ze śliwkami też uwielbiam, ale u nas bez kruszonki było tylko posypane cukrem pudrem :-)
UsuńOj murzynek, mnie tez sie on kojarzy z latami wczesniejszymi, Twoje dziecinstwo a moje lata kiedy zaczynalam piec. Czasem mi wychodzil zakalec, czasem wyrastal bardzo dobrze, ale zawsze byl zjadliwy :)
OdpowiedzUsuńAle z zakalcem ja murzynka tez uwielbiam :-)
Usuńmmmm lubię murzynka:) mój tata zawsze piekł albo murzynka, albo babkę marmurkową:)))
OdpowiedzUsuńRzeczywiście, babka marmurkowa to też jedno ze wspomnień, choć nieco późniejszych ;-)
UsuńMniam, mniam! Też dzisiaj będę coś kręcić ;-) Cos równie prostego, bo takie są włśnie najlepsze! A do Twojego ciasta mam coś na deser. Zapraszam Kochana do mnie. Otrzymałaś wyróżnienie! Trzeba go odebrać! :-)
OdpowiedzUsuńKlasyk . Już czuje ten zapach. Pychota.
OdpowiedzUsuńaż mnie naszła ochota
OdpowiedzUsuń