Prawie jak Tutek

Mój Synek jest wielbicielem Niedźwiedzia w Dużym Niebieskim Domu (no dobra, przyznaję się, ja też z przyjemnościa oglądam, nawołuję Zjawę i usypiam kołysana śpiewnym głosem Luny i ciepłymi tonami Niedźwiedzia!). Ostatnio zażyczył sobie maskotkę myszki Tutka. Nigdzie takiej nie widziałam, babcia miała uszyć ale nie miała czasu, więc w końcu zadanie spadło na mnie ;-)
Nie umiem i nie lubię szyć. Do igły z nitką mam dwie lewe ręce. Nie sprawia mi to przyjemności i marne są szycia rezultaty. Z trudem przyszyję (i tak zawsze krzywo) zwykły guzik. Ale jak się ma takiego wspaniałego Synka, który marzy o Tutku - nie ma wyjścia! Odkopałam moje pudełko-przybornik z przyborami krawieckimi, w pobliskim sklepie zaopatrzyłam się w spory zapas (nie wiedziałam ile zmarnuję zanim mi cokolwiek uda się uszyć) niebieskiego futerka, różowego polaru i ocieplacza oraz czarne malutkie okrągłe guziki (za cały zapas zapłaciłam około 40zł czyli chyba tyle, ile kosztuje przeciętna maskotka?). W domu miałam plastikowe oczy do przyklejania (kiedyś dostałam od babci w prezencie). Postanowiłam nie rzucać się na głęboką wodę tylko zanim uszyję dokładnie Tutka, najpierw uszyć w ogóle coś w rodzaju myszy. Skorzystałam z niezwykle czytelnej instrukcji Barbary (dziękuję!) i wykroiłam części:

Następnie zabrałam się mozolnie za szycie. Najpierw zszyłam z paska wąski ogonek, następnie przyszyłam go w odpowiednim miejscu i zaczęłam od tego miejsca zszywać "górę" i "dół" myszy. Wzorowałam się na instrukcjach, ale musiałam je przerobić "po swojemu" ;-) W okolicy policzków na górnej części materiału zrobiłam z każdego boku po jednej zaszewce, aby mysz była bardziej pełna i kształtna. Pozszywałam do wysokości pyszczka i zabrałam się za uszy. Uszy wykroiłam inaczej niż w instrukcji, prawie jak same półkola, aby po wszysciu ładnie się zwijały i układały. Zszyłam każde uszko z zewnętrznej warstwy futerka i wewnętrznej różowego polaru. Na wysokości głowy mojej częściowo już pozszywanej myszy zrobiłam dwa niewielkie nacięcia, w które wsunęłam tak przygotowane uszy. Przyszyłam mocno, ładnie je zwijając i układając. Następnie wypełniłam mysz pociętym na kawałki wypełnieneim ocieplaczowym (to wygodne rozwiązanie bo potem łatwo wyprać!), aż nabrała krągłych kształtów ;-) Na koniec zszyłam pyszczek i na jego czubku naszyłam mały czarny guziczek jako nosek i w odpowiednim miejscu nakleiłam oczy. To wszystko (w ramach wprawiania się przed uszyciem prawdziwego Tutka) zajęło mi około 4 godzin, ale weźcie pod uwagę, że jestem początkująca ;-)

Szycie kończyłam w nocy, a rano usłyszałam taki oto okrzyk: "Mamo, kocham cię! Właśnie o takim Tutku marzyłem a ty spełniłaś moje marzenie!" - jak miło jest spełniać marzenia :-) A Wy czyje marzenie ostatnio spełniliście?



6 komentarzy:

  1. Świetny ten Tutek ! Naprawdę rewelacyjnie Ci wyszedł. My też uwielbiamy Niedźwiedzia w dużym niebieskim domku a szczególnie piosenkę "na pożegnanie".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :-) Ja też najbardziej lubię "Pora zakończyć już..." ;-)

      Usuń
  2. Śliczny Tutek! Ja nie mam dzieci ale Niedźwiedzia w dużym niebieskim domu zdarzyło mi się obejrzeć ;) i co tam że jestem już duża ;) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pięknie jest odkrywać dziecko w sobie - to nas zdecydowanie odmładza ;-)

      Usuń
  3. Witaj na nowej drodze robótek :) śliczny ten tutek i Ty mówisz że masz 2 lewe ręce nie wierzę. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzięki :-) No jak mówię, nie czuję się w szyciu pewnie, chyba, że się okaże, że w genach odziedziczyłam he he ;-) Bo moja babcia i mama potrafią uszyć wszystko dosłownie i ręcznie i na maszynie.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za odwiedziny, będzie mi bardzo miło, jeśli zostawisz komentarz :-)